WSPOMNIENIA

O UCZNIACH, KTÓRZY KOCHALI SWOJĄ SZKOŁĘ CZYLI FENOMEN TECHNIKUM GEOLOGICZNEGO W KIELCACH

NAPISANE PRZEZ; ZOFIA T. KRAMER (PAWLIK), matura 1983

Długo myślałam co powinnam napisać, aby przekazać moje wspomnienia z pięciu fantastycznych lat życia i nikogo nie pominąć, dlatego nikogo nie wymieniam tu z imienia i nazwiska. Ci, którzy byli i są dla mnie ważni, będą wiedzieć o kim piszę.

Pewnie to zabrzmi bardzo banalnie,ale przede wszystkim ciężko mi uwierzyć,że te lata szkolne były tak dawno temu.  Zapewne niektóre rzeczy się zatarły i zniknęły w zakamarkach pamięci,ale potem jedynie studia i urodzenie dziecka przyniosły równie pozytywne emocje, jak te związane z chodzeniem do TG.

Wyjątkowość naszego Geologa, to oczywiście ludzie, i to zarówno nauczyciele,jak i uczniowie.

Trzeba być kimś niezwykłym, żeby lubić zbierać kamienie, wydłubywać je z ziemi, a potem nosić te ciężary w plecakach. No i trzeba być urodzonym turystą i człowiekiem ciekawym świata.

Nauczycieli mieliśmy wspaniałych! Nie tylko przekazywali nam z pasją i zaangażowaniem swoją wiedzę, ale chciało im się z nami włóczyć po lasach i górach,poświęcając swoje weekendy i wakacje.Klasowe wyjazdy do teatrów w Warszawie, dzięki którym oglądaliśmy m.in. Seweryna, Holoubka, Zapasiewicza, Łomnickiego, Jandę, to też inicjatywa naszych nauczycieli. Szanowali nas i nasze zdanie, my staraliśmy się odpłacać im tym samym. Pamiętam jak po ukończeniu szkoły i rozpoczęciu studiów zżerała mnie za nimi tęsknota.

No i o uczniach parę słów. Było nas całkiem mało i tak około drugiej, trzeciej klasy znałam z imienia i nazwiska prawie wszystkich w szkole. Miałam w klasie grupę dziewczyn i z innych klas całkiem sporo dziewczyn i chłopaków, których mogłam nazywać przyjaciółmi. Czas spędzany z nimi to przeliczne wyjazdy, piesze wędrówki, gitara i wspólny śpiew przy ognisku, żarty i niekończące się dyskusje, słuchanie The Beatles, The Doors, dyskoteki. No i bezsprzecznie mieliśmy najprzystojniejszych facetów ze wszystkich kieleckich szkół. Jednym z absolutnie ulubionych zajęć w czasie przerw (piszę o naszej żeńskiej klasie) było oglądanie klas wiertniczych grających w piłkę na szkolnym boisku. Sympatie szkolne rodziły się nagminnie. Część z nich skończyła się małżeństwami, które trwają do dziś. Nie było alkoholu i dopalaczy, życie było i tak ciekawe.

Oczywiście trzeba napisać, że najwięcej dla integracji uczniów między klasami i rocznikami odbyło się dzięki działalności Gagatów. Miałam to szczęście, że „przeżyłam” trzech zaangażowanych Prezesów (jeden z nich opiekował się nami jeszcze w czasie studiów).

Była ponadto duża grupaciekawych ludzi z północno-zachodniej Polski i razem podróżowaliśmy do domów na ferie i wakacje. Zawsze nie mogłam się doczekać wyjazdu wakacyjnego, ale równie chętnie wracałam do szkoły po lecie.

W czasach kiedy uczniowie innych szkół walczyli o zniesienie tarcz szkolnych, my sami je zamawialiśmy i naszywaliśmy na ubrania. Nosiliśmy też czarno-zielone czapki. Chodzenie do Technikum Geologicznego, to był powód do dumy!

Byliśmy, niestety pierwszą klasą, która zdawała maturę w nowym budynku. Pamętam szok i niedowierzenie, że klasy rocznikami będą chodzić na zmianę poranną i popołudniową. Nasza klasa akurat miała dobry kontakt z klasą wiertniczą rocznika o rok młodszego i ciężko było się pogodzić z myślą, że nie będziemy się widywać w szkole. Zostaliśmy pozbawieni szkolnego budynku i wtłoczeni w tłum anonimowych (wtedy) uczniów Technikum Chemicznego. Czuliśmy się sprzedani i oszukani.

Mieliśmy szczęście żyć w bardzo ciekawych czasach. Strajki, Solidarność, zachłyśnięcie się chwilową wolnością, stan wojenny, internowanie naszego historyka (który uczył nas prawdziwej histori, między innymi z datą 17 września 1939 roku), bunty przeciw pierwszomajowym pochodom.

To co utknęło mi najbardziej w pamięci, to jak gdzieś w pażdzierniku 1981 roku byliśmy w teatrze w Kielcach na „Betlejem polskim” Rydla. Sztukę kończył epizod z Powstania Warszawskiego i na scenę wszedł chłopiec w hełmie, przydużym mundurze i z flagą polską i gruchnął nasz hymn.Publiczność w teatrze wstała i śpiewała go ze łzami w oczach.W drodze z teatru była gorąca dyskusja,bo moja najlepsza koleżanka powiedziała,że władza ludowa nie odpuści i nas znowu stłamsi. Jakoś w to wtedy nie wierzyłam.

Potem przyszedł dzień 13.12.1981. Zaplanowaliśmy wyjazd Gagatów na Św. Krzyż. Wstałam, a tu wszyscy mówili o stanie wojennym, ale nikt nie wiedział, co to naprawdę znaczyło. Pojechaliśmy PKS-em na wycieczkę. Był piękny, słoneczny dzień, poprzedniej nocy spadło dużo swieżego śniegu. Świetnie się bawiliśmy. Robiliśmy orły na śniegu, chłopcy rzucali dziewczyny za ręce i nogi w kopne zaspy, zapomnieliśmy o Bożym świecie. Wracamy do Kielc, wysiadamy z autobusu i pierwsze co widzimy, to czołgi i uzbrojeni żołnierze na ulicach. Najbardziej surrealistyczna sytuacja jaką przeżyłam w życiu.

Żadne słowa nie oddadzą jednak moich odczuć tak dobrze, jak bym tego pragnęła, aby opisać te niezwykłe czasy młodości niewinnej,gniewnej i trochę szalonej.Po prostu, miałam niesamowitego farta,że trafiłam na taką szkołę i takich ludzi.

Pozdrawiam wszystkich, którzy mnie pamiętają.

Zachęcam też do dzielenia się swoimi wspomieniami.

Komentowanie jest wyłączone.