Spotkanie w sercu Gór Świętokrzyskich

Rubinowy jubileusz absolwentów
Technikum Geologicznego w Kielcach

Absolwenci Technikum Geologicznego rocznik 1972 – 1977 po czterdziestu latach od egzaminu maturalnego spotkali się w samym sercu Gór Świętokrzyskich, czyli w Nowej Słupi. Widoczny stąd klasztor Oblatów na Świętym Krzyżu oraz pasmo Łysogór było tłem zdjęcia, do którego radośnie ustawili się absolwenci wraz ze swoją wychowawczynią, panią prof. Teresą Taszek.

Było to już piąte spotkanie, bowiem od kilku lat grupa spotyka się w różnych częściach Gór Świętokrzyskich. Wszystko za sprawą Steni Sokołowskiej, która jest inicjatorką spotkań oraz ich główną organizatorką. I tak było też w tym roku. W spotkaniu jubileuszowym, które odbyło się w dniach 26 – 27 sierpnia 2017 roku uczestniczyły 24 osoby oraz wychowawczyni klasy prof. Teresa Taszek.

Sobota

Jak na geologów przystało, nie mogło obyć się bez wyprawy w teren. Wyruszyliśmy na Święty Krzyż – historyczne miejsce, które często odwiedzaliśmy jako uczniowie, uczestnicząc w licznych rajdach, praktykach czy wycieczkach. Punktem startowym była willa „Czarownica”, która gościnnie przyjęła jubilatów.

Grupowe zdjęcie absolwentów wraz z panią prof. Teresą Taszek na tle Św. Krzyża

Grupowe zdjęcie absolwentów wraz z panią prof. Teresą Taszek na tle Św. Krzyża

Na początku drogi zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie śmiałków, którzy pomimo słusznego wieku, odważyli się na wyprawę, bądź co bądź, w góry. Z pięknego poranka nagle zrobiło się duszno i zaczął padać deszcz. Nie przeszkodziło nam to, bo duch geologa i dawna praca w terenie sprawiły, że deszcz nie stanowił dla nas przeszkody, by zdobyć Łysą Górę, o rzędnej 595 m n.p.m.

 

Na Świętym Krzyżu zwiedziliśmy klasztor, pokłoniliśmy się relikwiom Św. Krzyża. Potem poszliśmy na Gołoborze – miejsce, które cieszy oczy, umysł i wyobraźnię geologów. Stanęliśmy na platformie widokowej i patrząc na piaskowce kwarcytowe, powstałe 500 mln lat temu, na sercu zrobiło się ciepło, a w głowie pojawiły się wspomnienia z lat młodości. Potem wspólne z zdjęcie na tle piaskowców i powrót do… „Czarownicy”.

A tam czekały na nas koleżanki i koledzy, którzy dojechali nieco później. Powitaniom nie było końca. Dużo śmiechu i wielka radość, że wszyscy się odliczyli, bo droga na spotkanie dla niektórych była daleka. Los nas rzucił do: Szczecina, Wrocławia, Zielonej Góry, Warszawy, Sosnowca, Skarżyska-Kamiennej, Jaworzna, Połańca, Kielc, Zagnańska czy też innych miejscowości.

Nie wszyscy z nas, którzy ukończyli technikum, pracowali i pracują jako geolodzy. Jest wśród nas nauczycielka, bankowiec, przedszkolanka, pracownik biurowy, dziennikarka. Niektórzy założyli swoje firmy, ale o geologii nie zapomnieli.

Po obiedzie rozpoczęła się oficjalna część spotkania. Przywitała nas główna organizatorka – Stenia Sokołowska. Potem minutą ciszy uczciliśmy zmarłą koleżankę Jadwigę Radomek, która dwa lata temu odeszła do Pana. Potem szampan, toast, no i tort, który pokroiła pani profesor. Nie obyło się bez wspomnień.

Pani profesor wyjęła dziennik i po kolei wyczytywała nasze nazwiska. Każdy na głos wspominał swe przeżycia maturalne oraz czas spędzony w technikum. Wspomnień było wiele, wiele też śmiechu i radości.

Na pamiątkę tego spotkania każdy otrzymał kubek, na którym oprócz tarczy szkoły, dat, wypisanie są wszystkie nazwiska uczniów kończących w 1977 roku Technikum Geologiczne w Kielcach oraz personalia naszej pani profesor. Natomiast nasze drugie połowy (było pięć takich przypadków) otrzymały na pamiątkę czarownice z Gołoborza. Potem wielkie ognisko, grill, muzyka, tańce i rozmowy o sprawach bieżących. O radościach, problemach życia codziennego i oczywiście wspomnienia z lat młodości. Oglądaliśmy także archiwalne czarno-białe zdjęcia z lat szkolnych.

Niedziela

Najpierw kac – no może nie wszyscy, ale geologicznej tradycji musiało stać się zadość. Potem śniadanie, kawa i kolejne rozmowy, wspomnienia. Aż nadszedł czas niekończących się pożegnań. Potem wyruszyliśmy w drogę do domów, każdy w innym kierunku – do swych rodzin, swojej pracy czy swoich spraw.

Wszyscy zapewniali, że za rok chętnie się spotkają. A co pozostało ze tego spotkania? Wspomnienia mile spędzonego czasu oraz pamięć o chwilach, które po czterdziestu latach znów spędziliśmy razem.

Taka refleksja

– Co wy macie w sobie, że chce się wam spotykać co rok? To wprost niezwykle zjawisko – czasem słyszę takie pytanie, kiedy opowiadam o naszych wspólnych szkolnych spotkaniach. Socjolog powiedziałby, że po latach pozostały więzy społeczne, które łączyły ludzi w latach ich młodości. Psycholog powie, że to tęsknota za czasami młodości, czyli czasem beztroski. I pewnie jest to prawda.

A ja dopowiem tak: My po prostu się lubimy. Lubimy ze sobą pobyć, pogadać, wspólnie powspominać. No i najważniejsze, mamy kogoś, kto umie nas połączyć, kto przez te wszystkie lata jest z nami. Tą osobą jest nasza ukochana wychowawczyni, pani prof. Teresa Taszek, której my – jako klasa – byliśmy pierwszymi wychowankami. To ona traktowała i traktuje nas jak swe dzieci. Pani profesor ma w sobie ciepło, umiejętność słuchania i zdolność akceptacji nas takimi, jakimi jesteśmy. Jej wielki takt i kultura pozwala nam się otworzyć i traktować ją niczym własną matkę.

Poza tym potrzebna jest osoba, która wkłada wiele pracy, żeby spotkanie zorganizować. Jest nią Stenia. Przyznajemy jej zatem tytuł menadżera i super organizatora oraz kierujemy do niej wielkie podziękowania.

Ważną rolę odegrało również miasto, gdzie chodziliśmy do szkoły i zdawaliśmy maturę. Dlatego od lat krążymy wokół Kielc, poruszając się po różnych częściach Gór Świętokrzyskich.

Do naszego grona dołączają także nasi mężowie czy żony, powiększając tym samym naszą klasową rodzinę. Zatem za rok może nas być jeszcze więcej. Dziwne, co?

Mirosława Matysik, niegdyś Ciesek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.